Tarantula (1955) Reż. Jack Arnold
W wyniku nieszczęśliwego wypadku z laboratorium ucieka
radioaktywna tarantula, która na wolności zaczyna szybko rosnąć. Amerykańskie
monster movies z lat 50tych mają zazwyczaj jedną i tą samą wielką zaletę.
Genialnie budują napięcie, scenariusz przez dłuższy czas rozwija się powoli i
wytwarza aurę tajemniczości. Atrakcji w tym filmie jest co niemiara, ale
dawkowane są w malutkich ilościach i powoli. Ale tego typu filmy mają jeszcze
jedną zasadniczą wadę- bzdurne zakończenia, w dodatku nieprzemyślane. Po co
kombinować z jakimiś ciekawostkami na koniec, po prostu pojawia się wojsko i
mamy finał. Końcówka to duży zawód niestety.
Ale muszę przyznać - efekty specjalne są tu na poziomie, filmowcy
potrafili wtedy kombinować nie mając komputerów. No i miło zobaczyć w ostatnich
sekundach filmu Clinta Eastwooda, nie wiedząc nawet że zagrał w tym obrazie.
6/10
Komentarze
Prześlij komentarz