Widmo Wolności (1974) reż.Luis Bunuel


Film składa się z luźnych epizodów pozbawionych pointy. Nieważne czy będzie to sekwencja z mnichami grającymi w pokera o medaliki, czy zniknięcie dziewczynki, która zjawia się z rodzicami w komisariacie, gdzie ignoruje się jej obecność i kontynuuje poszukiwania, czy historia snajpera, który z dachu wieżowca strzela do przechodniów, a pojmany i osądzony wysłuchuje wyroku śmierci i spokojnie wychodzi z sali, rozdając autografy, czy wykład profesora o społecznych konwenansach, ilustrowany opowieścią o przyjęciu, w czasie którego goście zasiadają wokół stołu na sedesach, a jedzenie - jako czynność wstydliwa odbywa się w zamknięciu. Super złożony film, ma wiele śmiesznych i mocno zadziwiających momentów. NIECH ŻYJĄ KAJDANY - ten okrzyk, rozpoczynający a zarazem konczącey ten film, stanowi chyba najlepsze uchwycenie zamysłu Bunela. Niezwykłe dzieło. Mi najbardziej podobała sie scena w restauracji gdzie ten prefekt policji opowiada poznanej wcześniej kobiecie o chorobie co to jego siostra umarła na nią. "Zmarła na skręt kiszek. To taka choroba przy której wymiotuje sie kałem" To wszystko przy stole w restauracji do całkiem niezłej nieznajomej!  7/10

Komentarze