Złota Setka Teatru Telewizji (90/100): Mistrz (1964) reż. Jerzy Antczak



Film Jerzego Antczaka zdobył Prix Italia, z kolei "Mistrz" wystawiony w Teatrze TV przyniósł twórcom m.in. nagrodę państwową I stopnia. Jury festiwalu, do dziś uznawanego za najpoważniejszą imprezę radiowo-telewizyjną w świecie, nagrodziło scenariusz i reżyserię. Recenzenci byli jednak zgodni, że "Mistrz" w ogromnym stopniu zawdzięcza międzynarodowe laury Januszowi Warneckiemu. Z myślą o nim napisał sztukę Zdzisław Skowroński. Jerzy Antczak namówił przeszło 70-letniego artystę, heroicznie znoszącego swoje kalectwo, do zagrania roli, która przeszła do historii naszej telewizji. Notabene, właśnie w telewizji, we współpracy z Antczakiem, ten wybitny aktor stworzył u schyłku życia trzy wielkie kreacje ("Milczenie morza" Vercorsa, "Głos" i "Mistrz" Skowrońskiego). "Mistrza" oglądało się ze ściśniętym gardłem. A przecież aktor nie próbował wyciskać łez. Był skupiony, surowy w wyrazie. W pewnym sensie grał siebie - aktora tułającego się w młodości po prowincjonalnych teatrach, człowieka, który przeżył Pawiak, okupację, poniżenie i wielkie cierpienie. W sztuce Zdzisława Skowrońskiego postać "mistrza" powraca we wspomnieniach młodego aktora. Przygotowuje się on właśnie do roli Makbeta. Słynny monolog ze sztyletem mówi tak, jakby "kogoś widział przed sobą". Rzeczywiście, ma przed oczami scenę z czasów okupacji. W podwarszawskim dworku schronili się uciekinierzy z miasta. Wśród nich - stary aktor, pochłonięty przygotowaniami do wymarzonej roli Makbeta, święcie przekonany, że zagra ją po wojnie. W domu zjawia się gestapo. Szuka partyzantów, którzy wysadzili pociąg. Spośród zebranych wybiera zakładników. Stary buchalter, jak zapisano w kenkarcie, nie interesuje gestapowców. Wskazują na młodego aktora. "Mistrz" chce przekonać wszystkich, że on też jest artystą, choć nigdy w życiu nie zagrał żadnej wielkiej roli. Tej ostatniej szansy nie może stracić. I nie traci. [PAT] 8/10

Komentarze