Czarnoksiężnik (1989) reż.Steve Miner
W roku 1691 w Bostonie Giles Redferne (Richard E. Grant),
łowca czarownic, łapie jednego ze sług szatana (Julian Sands), który zostaje
skazany na dożywotnie więzienie. Jednakże czarownik ucieka w przyszłość, do Los
Angeles końca lat 80'. Dowiaduje się, że musi znaleźć magiczną Biblię Szatana,
podzieloną na 3 artefakty. Nie wie jednak, że w przyszłość za nim podąża
Giles... film zaczyna się genialnie. Średniowieczna sceneria, rada starszyzny
na temat Szatana, który zstąpił na Żiemię. Temu jednak udaje się iciec. A gdzie
ucieka do XX wieku. W ślad za nim podąża odwieczny wróg, łowca
czarnoksiężników. I tu cała zabawa się kończy. Film zaczyna być po prosty
śmieszny i niedorzeczny. Kilka scen zwala z nóg, aczkolwiek nie z powodu ich
genialności lecz głupoty. Ten film to przykład bardzo umiejętnie
połączonych gatunków: horroru i fantasy. Do tego trzeba dodać, że historia jest
opowiedziana 'z jajem', skrząca się zabawnymi dialogami, a kiedy trzeba
trzymająca w napięciu. Grozy jest tu mało, więcej czarnego humoru ale wszystko
jest tak fajnie wymieszane, że seans dostarcza bardzo pozytywnych wrażeń. 6/10
Komentarze
Prześlij komentarz