Valentino (1977) reż. Ken Russell



Akcja filmu rozgrywa się w latach 1917-1926 i odsłania najważniejsze epizody z krótkotrwałej, ale oszałamiającej kariery aktorskiej Rudolfa Valentino. W 1917 roku, ubogi włoski imigrant pracował w Nowym Jorku jako fordanser cieszący się wielkim powodzeniem u pań. Nauki tańca pobierał u niego nawet sam Wacław Niżyński - sławny później tancerz. Wścibski fotograf zrobił obu mężczyznom zdjęcie, które opatrzone niewybrednym komentarzem, obeszło niemal cały świat. Ten przykry epizod zaciążył na dalszej karierze gwiazdora. Jednak dzięki wielu udanym kreacjom filmowym, a szczególnie rolom w "Szejku" i "Krwi na piasku" stał się obiektem uwielbienia, jakiego nie zaznał nigdy przedtem żaden aktor. Niestety, jego przeciwnicy nie ustawali w atakach... Tragedią tego słynnego aktora stało się gwiazdorstwo, a przede wszystkim przeciwstawne uczucia jego wielbicieli i przeciwników. Uwielbiały go kobiety, na które działał jak magnes, a nienawidzili mężczyźni. W 1926 roku w "Chicago Tribune" wyrażono wątpliwości, co do jego orientacji seksualnej. Właśnie wokół tego wątku koncentruje się treść filmu. Ken Russell przedstawia historię najsłynniejszego amanta w dziejach kina. Nie jest to jednak biografia w tradycyjnym rozumieniu tego słowa, tak jak w przypadku innych dzieł Brytyjczyka mamy tu raczej do czynienia z fantazją na temat mitu. Przyznam, że nawet mnie "Valentino" nieco zbił z tropu - fakty z życia. znałem Rudolfa, jako legendę kina - wspomniało się go jako jednego z mitycznych gigantów kina z początku wieku, niewiele jednak można było o nim się dowiedzieć. Ten film odbrązawia Valentino ale i daje niezłą lekcję tamtych czasów, tamtej atmosfery w branży i tego co było. Poza tym on był niezwykle utalentowany, ale i miał trudny charakter. Rozumiem teraz lepiej to uwielbienie jakim darzono jego osobę. 8/10

Komentarze