Mandy (2018) reż. Panos Cosmatos


Pojawienie się demonicznego kultu zmienia beztroskie życie Mandy i Reda w surrealistyczny koszmar, z którego jedynym wyjściem jest brutalna zemsta. Pojawienie się demonicznego kultu zmienia beztroskie życie Mandy i Reda w surrealistyczny koszmar, z którego jedynym wyjściem jest brutalna zemsta.Film Panosa Cosmatosa, ("Za czarną tęczą", 2010), bierze tematykę revange zbyt dosłownie, nieprzemyślanie oraz zupełnie bez dystansu. Po pierwsze nadmiernie skupiając się na tematyce dramatu, uniesionej do potęgi entej w oparach absurdu i chemicznych narkotycznych wizji, skończywszy na zwykłej taniej i niezbyt mądrej brutalnej "sieczce". Mamy więc trzy gatunki w jednym i pojawia się pytanie, czy nie jest tego jednak dla przeciętnego widza za dużo iczy aby na pewno, w rozsądnych dawkach. Odpowiedź jest tylko jedna- absolutnie nie, eksperymenty filmowe powinny być spójne, a nie rozczłonkowaneKapitalny pod względem wizualnym arthousowy obraz młodego twórcy stał się dziwnym i niezrozumiałym "miszmaszem", przy czym nieraz miszmasz taki składa się w spójną całość, tu jednak to tak nie działa. Film nie wyszedł twórcy i jak szukać tu winnych? Po prostu w którymś przydługim momencie robi się tandetny i banalny, a obiecuje na początku zbyt wiele. Kino zemsty, które tak naprawdę nie ukazuje wygranych, a staje się upustem sadystycznych wizji. Niestety nie znajdziecie tutaj odrobiny ukrytej sprawiedliwości ani chwały. Obejrzycie tryskające posoką mordobicie i na próżno jest szukać morału, czy głębi. Po części zawodzi reżyser, swoją drogą, obsada w głównej mierze, nie zdaje sobie sprawy z tego, w czym dokładnie bierze udział. Myślę, że nie do końca byli oni świadomi tego, że to, w co się wpakowali, jest bublem. 6/10

Komentarze