Pogoń za Adamem (1970) reż. Jerzy Zarzycki
Reżyser filmowy podczas podróży do Ameryki Południowej zamierza odszukać przyjaciół z czasów powstania warszawskiego.Niestety, film Zarzyckiego mnie nie przekonał. Co więcej uważam, że potencjał scenariusza, którego autorem jest Stawiński, w ogóle nie został wykorzystany. Film wydaje się przez to bardzo powierzchowny i nie ma w nim punktów zaczepienia, dzięki którym człowiek wracałby myślami do historii reżysera Zawady. Sam pomysł na film jest świetny. Były powstaniec, reżyser próbuje uwolnić się od dręczących go wspomnień, tworzy film, w którym dokonuje samooczyszczenia. Wyraża swoje rozgoryczenie, dramat nieodwzajemnionej miłości, która ugrzęzła w toksycznym trójkącie. Tym samym daje świadectwo, że jego przeżycia wojenne są ciągle żywe, a rana jaką zadał mu los w latach młodości nie zagoiła się jeszcze. Zawada szuka ukojenia. Jedzie do Ameryki Południowej na premierę swojego filmu, a tym samym chce zobaczyć się z przyjaciółmi.Oczekiwałem, że spotkanie z Zygmunta z Kamą i z Adamem będzie środkiem ciężkości filmu. Niestety te sceny wypadły jak zwykły komunikat, didaskalia, które ktoś z rozpędu przeczytał.Zaskakujące, ale to prawie nieznany film. Powód? "Pułkownik". Powstał na początku panowania Gierka, ale nie mógł liczyć naprzychylność dyżurnych krytyków filmowych. Po ekranie biegają żołnierze z opaskami AK, a połowa filmu rozgrywa się na zgniłym Zachodzie. Sam film nie jest jakimś szczególnym arcydziełem, ale z kilku powodów zasługuje na uwagę. Kilka znakomitych kreacji (Machulski, Raksa, Niemczyk, Kobuszewski - epizodycznie jako włoski tłumacz, Karewicz, itd.). Dość odważny jak na tamte czasy. Oczywiście pod wieloma względami trąci myszką, ale przynajmniej nie przygniata tak, jak monumentalne kino Wajdy. 6/10
Komentarze
Prześlij komentarz