Banda (1964) reż. Zbigniew Kuzmiński

Jurek trafia do domu poprawczego. Przechodzi tu twardą szkołę życia. Po pewnym czasie wyjeżdża wraz z kilkoma kolegami warunkowo do pracy w Stoczni Gdańskiej. Kiedy zostaje tu popełniona kradzież, podejrzenie pada na "poprawczaków". Chłopcy potrafią się jednak uwolnić od zarzutów i demaskują prawdziwych złodziei. W nagrodę czeka ich przedterminowe zwolnienie. Dochodzi także do pogodzenia się Jurka z matką, z której powodu dokonał kiedyś przestępstwa....Bez ceregieli. „Banda” nie zachwyca, ale też nie irytuje. Podobnie jest z głównym bohaterem Jerzym, granym przez Macieja Damięckiego, który sprowokowany poczynaniami swojej matki, świadomie łamie prawo by podzielić los ojca. Jednak przez swoje pogodne usposobienie, upartość osła i matczyną miłość, (czyli właściwie wszystko to, co wciągnęło go w „kłopoty”) będą z niego jeszcze ludzie. Jest to typowe kino młodzieżowo-propagandowe czasów PRL, gdzie w państwie z nową twarzą, każdy może założyć maskę i zacząć od nowa, bez względu na status społeczny czy też swoje wcześniejsze poczynania. W tym wypadku z poprawczaka do stoczni w Gdańsku, gdzie młodzi będą pomagać w przekraczaniu „norm”, ale do czasu. Cała młodsza obsada aktorska, czyli główna siła pociągowa filmu, wyraźnie stara się grać, jednak brak doświadczenia i ukierunkowania przez reżysera sprawia, że to wszystko pozostaje na etapie: jakkolwiek powiedziane i zagrane jak bądź. Inaczej mają się sprawy, gdy mowa o ekranowej starszyźnie; Bolesławowi Płotnickiemu i Jerzym Przybylskim, (gdy się tylko pojawiają film musuje jak dobry szampan), którzy machają karcąco palcami, ale i również przyjmują rolę ojców zdeprawowanej młodzieży z odpowiednią dozą manier i sercem dla przybranych synów. Pomimo tych przewinień, które sytuują „Bandę” w kategorii średniego filmu i tak wygrywa on w konfrontacji z widzem. Ratuje go, bowiem… optymizm na celuloidzie! Jednośladowy, ale trwały. 7/10

Komentarze