Reżyseria Richard Linklater: Taśma (2001)
Trójka znajomych ze szkoły średniej spotyka się w pokoju motelowym. Podczas rozmowy ujawniają bolesne wydarzenia sprzed lat.Temat przewodni niezbyt porywający? Naćpany Hawke i nieogarnięty Leonard robią wszystko, żeby nie chciało mi się ich oglądać? Jedność miejsca, czasu i akcji to też nic ani oryginalnego ani nadzwyczajnego? Tanie zagrywki?
Zgadza się. Wydaje mi się jednak, że Linklater podejmował całe to ryzyko celowo, aby mimo wszystko dopiąć swego. Bo jednak wpatrywałem się nieprzerwanie w ekran, a ich zażarty spór w chwili nadejścia Amy wywoływał uczucie silnego zażenowania i zakłopotania. Udało się Linklaterowi mnie skołować i zdenerwować, poczuć na własnej skorze całe piekło ludzkich uczuć. I udało się to uzyskać zupełnie z niczego, jadąc po bandzie i talencie Ehtana Hawke'a i Umy Thurman (bo Leonard nie podołał, niestety) i klaustrofobii jednego, ciasnego i zadymionego pomieszczenia. Pożywką dla każdej minuty była uparta chęć obstawania przy swoim każdego z bohaterów, która ostatecznie nie przyniosi żadnego sukcesu. Najbardziej ten film broni dziesięć ostatnich minut.7/10
Komentarze
Prześlij komentarz