Ostatni Smok (1985) reż. Michael Schultz
Młody mężczyzna szuka swego "mistrza", aby uzyskać ostatni stopień wtajemniczenia i zdobyć mistrzostwo. Po drodze musi walczyć ze złym specjalistą sztuki walki, w czym pomaga mu pewien śpiewak...Amerykanow owładnietych fenomenem Bruce'a Lee nie stac bylo na odrobine wysilku by chociaz odroznic kung fu od karate.. Mieszanie ze soba wu-shu, karate a nawet ninjutsu, tak jak ubieranie Chinczyka w japonskie kimono czy nazywanie mistrza sztuk walki shogunem to zdecydowanie najwyraźniejszy ze znakow firmowych zachodniego kina martial arts. Z jednej strony wplyw na taki stan rzeczy mogl miec sam Bruce Lee, ktorego zwyczajnie nie dalo sie określić, a z drugiej to chyba zwykła ignorancja twórców. Daruje sobie komentowanie takich filmow jak ów "Ostatni smok" czy inne "Karate kidy", chcialbym jedynie zaznaczyć, że sam fakt takiego mieszania jest zwyczajnie obraźliwy. Najwyraźniej nikt na to nie wpadł, mimo iż z pewnością oglądali "Wściekłą piesc", skoro fragmenty pozwolili sobie wkleić do tego filmu. Wiem, ze niełatwo jest odróżnić Chińczyka od Koreańczyka czy Japończyka, ale w takich produkcjach Amerykanie pokazuja czesto widzowi, ze to nie ma zadnego znaczenia - grunt, ze jest żółty i kopie. Mimo, ze swiat stal sie juz globalna wioska, nie mozna ignorowac roznic pomiedzy nacjami. Nie chodzi mi o poróżnanie ludzi na tle rasowym lecz dostrzeganie i docenianie odmiennosci kulturowej. Pokazywanie "mistrza kung fu", który trenuje karate i ubiera sie jak ninja (ba, ma nawet całą gamę gadżetów ninja w szafie), to tak jak przedstawianie fałszywych obrazów cudzej tradycji czy np nazywanie Polaka Rosjaninem. Nie jeden by się obraził.
Komentarze
Prześlij komentarz