JCVD (2008) reż. Mabrouk El Mechri
Jean-Claude Van Damme oprócz problemów z podatkami i walki z żoną o opiekę nad córką spostrzega, jak ciężkie jest życie gwiazdy kina akcji, kiedy nawet Steven Seagal podkrada mu rolę. W "JCVD" aktor wraca do kraju, w którym się urodził, w poszukiwaniu spokoju, którego nie odnalazł w Stanach Zjednoczonych.Dobra rola dramatyczna mistrza kina kopanego, odważne posunięcie - van Damme pokazał w filmie siebie: bliski bankructwa, walczący z uzależnieniami , ratujący resztki życia osobistego. Fajna scena w której bohater przed kamerą opowiada o swoim życiu z perspektywy wielu lat w branży filmowej. Najbardziej dojrzała rola aktora, za to wielki szacunek.To drugi tego typu film jaki ostatnimi czasy widziałem. Pierwszy to był "My name is Bruce" i opowiadał o perypetiach bohatera niskobudżetowych horrorów Bruce'a Campbella (Napewno każdy słyszał o Martwym Źle...), któremu przyszło się zmierzyć z prastarym demonem w prawdziwym życiu. Drugi to właśnie JCVD. O ile ten pierwszy to tylko głupia komedyjka z humorem raczej niskich lotów, to tutaj mamy prawdziwe rozliczenie się z dotychczasowym dorobkiem Van Damme'a. Całkiem udany film, Van Damme zaskoczył mnie dystansem do siebie samego - 6/10
Komentarze
Prześlij komentarz