Zaborcza miłość (1998) reż. Jonathan Darby

Młoda i ciężarna żona Jacksona (G. Paltrow) staje się obiektem szykan jego matki, Marthy (J. Lange), która nie może pogodzić się z utratą syna na rzecz innej kobiety. Zaborcza Martha posuwa się nawet do działań zagrażających życiu synowej.Cóż...początek historii całkiem obiecujący, niestety im dalej w głąb, tym fabuła tężeje coraz bardziej niczym wieprzowa galareta. Zaczyna się powielanie pretensjonalnych schematów, utarta łopatologia i robi się bardzo niezgrabnie. Najbardziej rozczarowała mnie jednak Lange ( i bynajmniej wcale nie dziwi mnie nominacja do Złotej Maliny). Postać Marthy w jej wykonaniu jest strasznie grubo ciosana i kreślona zbyt oczywistą krechą. Jej ostentacyjny melodramatyzm, momentami przypominał mi teatralność rodem z niemego kina przedwojennego (które de facto ma swój urok). Z początku miałam jeszcze nadzieję (chyba dość naiwną), że postać teściowej zaserwuje widzowi jakąś niespodziankę - będzie tajemnicza, wielowymiarowa i niejednoznaczna. Lange wszystko jednak podała na tacy, od początku wiadomo jakie asy w rękawie trzyma gotowa na wszystko mamcia. Takiej "mąciwody" nie powstydziłaby się żadna telenowela brazylijska... Wracając do samego filmu - thriller?! No chyba, że kogoś przeszywają dreszcze na widok wlania zimnej wody do brodziku staruszki aby "dać w kość" jej stawom... O ile punkt wyjścia tego filmu dawał jeszcze jakieś złudzenia, całość wyszła do szamba. Uwielbiam Lange taką jak we "Frances", ciężko mi się patrzy natomiast na kreacje w wydmuszkach takich jak "Zaborcza miłość", czy "Dwie matki".

Komentarze