Planeta Wampirów (1965) reż. Mario Bava
Ekspedycja z Ziemi ląduje na tajemniczej, złowrogiej planecie. Właściwie to zostaje przyciągnięta przez grawitację. Ludzie na staku po przebudzeniu, zaczynają walczyć między sobą. Mimo, że są przyjaciółmi, próbują się wzajemnie zabić. Wszystko wskazuje, że jest to złe oddziaływanie Planety wampirów. Czy dzielnym ziemianom uda się powrócić do domu?...ale za to jakże przyjemny seans. Bava sięga po szlachetne wzorce rodem z amerykańskich produkcji science-fiction lat 50., fabuła w oczywisty sposób czerpie z klasyków pokroju "Invasion of the Body Snatchers" czy "The Thing from Another World", ale nie należy również zapominać o tym, że "Terrore nello spazio" samo w sobie było źródłem inspiracji choćby dla Ridleya Scotta przy kręceniu "Obcego". To, że twórca "Reazione a catena" dysponował w tym przypadku minimalnym budżetem widać już na pierwszy rzut oka: te tekturowe dekoracje, dziwaczne kostiumy (czy tylko ja dopatrzyłem się na kombinezonach zakamuflowanych emblematów SS?), potworne aktorstwo, miejscami można się poczuć, jakbyśmy oglądali "Test pilota Pirxa". Pomimo jednak zawartego tutaj wysokiego stężenia kiczu i tandety, "Terrore..." wciąż intryguje. Bava wie doskonale, jak zręcznie zakamuflować niedostatki poprzez kreowanie atmosfery i potęgowanie napięcia, jak ukryć styropian przed wzrokiem widza dzięki odpowiedniemu oświetleniu, jak omamić nasyconymi barwami. Nie ratuje to może słabego scenariusza, nie rodzi sensu, tam gdzie go nie ma, nie ulega bowiem wątpliwości, że obcujemy ze złym kinem. Tyle, że jest to złe kino podane z artystycznym zacięciem.
Komentarze
Prześlij komentarz