Piraci z Karaibów: Zemsta Salazara (2017) reż. Joachim Rønning / Espen Sandberg

Nikczemny kapitan Salazar (Javier Bardem) wraz ze swoją załogą piratów-zjaw ucieka z Diabelskiego Trójkąta i poprzysięga zemstę na wszystkich piratach. Nieuniknionej zagładzie próbuje zapobiec kapitan Jack Sparrow (Johnny Depp). Dowódca "Czarnej Perły" wyrusza w podróż, by odnaleźć Trójząb Posejdona, mistyczny artefakt dający władzę nad morzami, i użyć go w walce przeciwko Salazarowi.Przykro mi to pisać, ale Depp zepsuł i pogrzebał swoją najlepszą postać. Sam film jest bardzo dobry i trzyma poziom serii, ale Depp zrobił jakąś karykaturę i parodię Jack Sparrowa. Kapitan Jack zawsze był miejscami ślamazarny i miał więcej szczęścia niż rozumu, ale mimo wszystko był to przede wszystkim pirat - sprytny, przebiegły, potrafiący użyć szpady, ale i podstępu. Do tego potrafił być szarmancki, ale też zdradziecki. A poza tym był oczywiście przezabawny. W najnowszej części Sparrow to pierdoła do potęgi. Z wielkiego kapitana została tylko fajtłapa, która sposobem mówienia niezdarnie udaje nietrzeźwego z mimiką jakby miał paraliż twarzy. Fakt miejscami bywa zabawny, jednak przez większość czasu jest po prostu irytujący. Depp wygląda jakby przechadzał się po Disnaylandzie i udawał, że gra Sparrowa, niż faktycznie go grał. Może rutyna? Może wypalenie? Za pierwszą rolą Sparrowa Depp dostał nominacją do Oscara, za tą może dostać nominację do Maliny. Szkoda.

Komentarze