Źle się dzieje w El Royale (2018) reż. Drew Goddard
Siedmioro obcych sobie ludzi, z których każdy skrywa mroczną tajemnicę, spotyka się w El Royale, nie cieszącym się dobrą sławą, na wpół zrujnowanym hotelu nad jeziorem Tahoe, na granicy stanów Nevada i Kalifornia. W ciągu jednej brzemiennej w skutki nocy każdy z nich stanie w obliczu szansy na odkupienie… zanim nie rozpęta się prawdziwe piekło.,,Źle się dzieje w El Royale" to film wręcz magiczny. Opowiada o losach siedmiu nieznajomych, których drogi się krzyżują w hotelu ,,El Royale", który jest położony na granicy Nevady i Californi. Bardzo ta fabuła przypomniała mi o jednym z filmów Tarantino ,,Nienawistna Ósemka", bo tam też mieliśmy motyw przewodni, akurat ośmiu nieznajomych, których też losy splatały się. Jednak jest to tak autonomiczne dzieło, że kompletnie nic nie myśli się na filmie, tylko ogląda się to z pełną parą i jest się w tym filmie. Też w tej produkcji panował taki klimat klasycznego thrillera, który przywoływał mi właśnie wspomnienia z produkcji takich reżyserów jak Tarantino czy jeszcze innych. Generalnie nic nie było wiadome w tym filmie, a bohaterowie stali pod znakiem zapytania.
Co mi się bardzo jeszcze podobało, że twórcy nie spoczęli na laurach, ponieważ pierwsze 20 minut ,,Źle się dzieje w El Royale" było genialne i twórcy właśnie nie robili już później z tego nie wiadomo czego, tylko utrzymywali poziom, a nawet go podwyższali. Też co mi osobiście się podobało to te pojedyńcze historie zostały opowiadziane za pomocą pokoi. Nie którym nie koniecznie się to może podobać, ale mi tak. Według mnie było to takie kreatywne, ale też nie przesycone. Każdy pokój opowiadał jedną historię, co mi się kojarzyło, że każdy człowiek opowiada jedną historię.
Komentarze
Prześlij komentarz