Mirosław Filiciak, Patryk Wasiak - Weź pan Rambo! Społeczna historia magnetowidów w Polsce

Magnetowidy od początku lat 80. były dla mieszkańców PRL częścią zbiorowej fantazji o Zachodzie. Możliwość oglądania filmów zza żelaznej kurtyny miała pomóc choć na chwilę uciec od rodzimej szarzyzny, a sam sprzęt był częścią aspiracji rodzącej się klasy średniej. W 1986 r. Kapitan Nemo w piosence „Wideonarkomania” śpiewał: „Oto nowy szał, nowy hasz dla mas dziś wiedzie prym”, a gdy rok później do kiosków Ruchu trafił magazyn poradniczo-hobbystyczny „Pan”, podsuwający nowe wzorce konsumpcji (pisano o grillowaniu, drinkach, ale i elektronicznych gadżetach),nie mogło w nim zabraknąć rubryki poświęconej magnetowidom.Książka nie była aż tak ciekawa, jak mogłoby się wydawać, acz jej środkowa część jest warta uwagi. No i fajnie, że ktoś zebrał to wszystko w jeden tekst. Miło również, że poruszono kwestię tego, że magnetowidy niekiedy nie służyły jedynie oglądaniu filmów, ale pełniły również funkcję wyznacznika statusu społecznego, zaś ich obsługa sprawiała liczne problemy z powodu różnych standardów (PAL/SECAM/NTSC),zwłaszcza w latach 80., gdy kasety do nas "napływały" różnymi kanałami. Niestety początek "Weź pan Rambo" był nieco bełkotliwy, takie badanie kwestii, czemu masło jest maślane i przez 40 stron zapowiadanie tego, o czym książka będzie. Miałem wrażenie, że twórcy czasem klepali czasem byle co, głównie po to, by osiągnąć odpowiednią ilość stron i zbaczali na ekonomię PRL-u, zestawiali współczesność, dobę VOD z erą wypożyczalni VHS, bazarów i tak dalej.

Komentarze