Złoto (2022) reż, Anthony Hayes

Dwaj nieznajomi w trakcie podróży przez pustynię natrafiają na największy samorodek złota, jaki kiedykolwiek został znaleziony. Szybko opracowują plan wydostania grudy złota i jej ochrony. Pierwszy z mężczyzn wyrusza po niezbędny sprzęt. Drugi walczył będzie z przeciwnościami przyrody, dzikimi psami oraz tajemniczymi intruzami. A także z rosnącym przekonaniem, że został pozostawiony na pastwę losu.Z jednej strony to bardzo dobrze, że ta historia ma uniwersalny charakter, nie liczą się tożsamość czy pochodzenie bohaterów, ba nawet to, co stało się z naszym światem. Właśnie dzięki temu ze „Złota” nie robi się kolejne kopiuj-wklej postapo (kolorystyka wskazywałaby na zombie…). Z drugiej jednak strony przez to, że postaci są opisane jako „mężczyzna numer jeden/numer dwa” trochę brakuje tutaj emocji – trudno wczuć się w sytuację, w której znalazł się protagonista. I być może dlatego brakowało mi tutaj kropki nad „i”. Może gdyby granica między rzeczywistością a halucynacjami mocniej się zacierała, gdyby było to trudniejsze do rozróżnienia... Bo wizualnie i dźwiękowo jest fantastycznie – raz mruży się oczy od ostrego słońca, by po chwili wytężać wzrok, by dopatrzeć się dingo czających się w mroku.

Komentarze