Różowe flamingi (1972) reż. John Waters
Divine i jej krewni chlubią się, że są najbardziej ohydną i plugawą rodziną, jaka obecnie stąpa po powierzchni ziemi. Pewnego dnia pojawia się jednak konkurencja, niejacy Connie i Raymond Marble twierdzą, że to im powinno przypadać to zaszczytne miano. W dzień urodzin Divine wysyłają jej pocztą paczkę zawierającą kawałek kału z szyderczym podpisem 'Od najplugawszych żyjących ludzi'. Tak więc wyzwanie zostaje rzucone. Ponieważ żadna ze stron nie chce ustąpić pola w tej rywalizacji, pomiędzy dwoma rodzinami wybucha krwawa i plugawa wojna..Nikt nie odbierze tej pozycji statusu filmu kultowego, co nie znaczy, że jest to obraz wart obejrzenia czy tym bardziej dobry. Na liście "50 filmów, które trzeba zobaczyć przed śmiercią" znalazł się z racji społecznych kontrowersji, które wzbudził w Stanach w latach swojej świetności, a nie ze względu na jakąkolwiek wewnętrzną wartość. Dość natarczywie przypominane jest to, że film został zrealizowany przez homoseksualistę, co widać w kolejnych scenach przedstawiających czy to seks oralny między dwoma mężczyznami, czy to transseksualny ekshibicjonizm czy w końcu pokaz poluzowanych zwieraczy na przyjęciu. Momentami śmieszny, z tymże śmiech wywołuje tu głownie offowych charakter filmu i delikatnie mówiąc, mało poważne podejście do jego produkcji. Rozbawiła mnie za to muzyka, właściwie jej dobór, która rzeczywiście tworzy świetne połączenie z obrazem. "How Much Is That Doggie in the Window" w finałowej scenie jedzenia psich odchodów było według mnie najśmieszniejszym zagraniem Watersa w całym filmie. W dobie internetu i cyfrowej rewolucji nie szokuje już tak bardzo, jednak dla wielu osób może być naprawdę trudny do przełknięcia.
Traktować jako ciekawostkę
Komentarze
Prześlij komentarz